joomla templates top joomla templates template joomla

O cudownym przymnożeniu

Opublikowano w Numer 2024/01 (25)

Rozmowa o cudownym przymnożeniu dzieci, o codziennych rytuałach, o radości „tracenia” siebie dla innych…
Rozmawiała Anna Romaniuk.

 

Ania: Jak się poznaliście?

Marta: Poznaliśmy się na studiach, więc całkiem późno, bo studia też mieliśmy przerywane różnymi osobistymi wyjazdami i innymi szkołami. Poznaliśmy się w sumie na przystanku tramwajowym. Pierwszy raz zaczęliśmy rozmawiać, czekając na tramwaj, który miał nas zawieźć na uczelnię... A prawda jest taka, że… Mieszkaliśmy całkiem blisko siebie – chodziliśmy do tej samej parafii, ale nigdy wcześniej tam się nie spotkaliśmy. Chodziliśmy do tego samego liceum i tam też się nigdy nie widzieliśmy. I kiedyś weszłam do kościoła, stanęłam i mówię: „Panie Boże, tylko o jedno proszę, jak mam znaleźć męża, to żebym mogła go zobaczyć w kościele, bo to będzie dla mnie wyznacznikiem, że to będzie ten człowiek, on musi być związany z Kościołem”. Obróciłam się i zobaczyłam chłopaka ze studiów z długimi włosami. Byłam bardzo przerażona, że ma takie długie włosy, ale powiedziałam sobie, że jest przynajmniej wierzący, bo jest w kościele tak, jak Pana Boga prosiłam. Także bardzo szybko dostałam znak.

Krzysztof: Z tym wierzącym, to tak raczej nie było, bo to był długi czas, kiedy miałem stosunek bardziej ambiwalentny. Natomiast Pan Bóg radzi sobie z takimi rzeczami.

Ania: Rozumiem, czyli to był tramwaj, rozmowa, ale kto był pierwszy? Kto zaczął?

Krzysztof: Moja żona, zawsze moja żona.

Marta: Jestem starsza, to dlatego. Szybko się poznaliśmy, potem dosyć szybko się zaręczyliśmy i na trzecim roku studiów wzięliśmy ślub. W tym roku mamy 25 rocznicę – srebrne wesele.

Ania: Czy od początku pragnęliście mieć rodzinę?

 

Panie Boże, tylko o jedno proszę, jak mam znaleźć męża, to żebym mogła go zobaczyć w kościele, bo to będzie dla mnie wyznacznikiem, że to będzie ten człowiek, on musi być związany z Kościołem.

 

Marta: Bardzo pragnęliśmy, zwłaszcza ja myślałam o tym, żeby rzeczywiście mieć dużą. No i po roku/dwóch zaczęło się nasze cierpienie. Okazało się, że nie możemy mieć dzieci. Zaczęliśmy się leczyć i leczyliśmy się ponad 10 lat, szukając pomocy u lekarzy. Dla nas to był wysoki koszt i też jakieś myśli… że ten czas był tak długi, że gdzieś tego smutku było ogromnie dużo… Po 10 latach małżeństwa, stojąc przed Bogiem, zapytaliśmy „Co dalej?”. I oto wzięliśmy dwójkę starszych dzieci z domu dziecka pod opiekę w rodzinę zastępczą. W kwietniu z nami zamieszkały, a rok później okazało się, że jestem w pierwszej ciąży, potem drugiej. Lekarz mówił, że to niemożliwe, że to pierwsze to był tylko cud, ale jak widać cuda się nam pomnożyły razy trzy. Tamta dwójka dzieci jest już dorosła, już mają swoje rodziny. My mieszkamy z trójką naszych chłopaków – 8, 10 i 12 lat.

Krzysztof: Dopowiadając do tego, co Marta mówi, to pamiętam nasze rozmowy jeszcze sprzed małżeństwa – à propos liczby dzieci. Pamiętam, że moja żona mówiła, że przynajmniej czwórkę, ale tak na zasadzie, że to takie minimum. Jak słyszałem, że czwórkę, to mnie trochę cofnęło z wrażenia… że może trójkę? Podzielę się świadectwem – cofając się szczególnie w moje wczesne dzieciństwo. Moje podejście było takie, że ja w tym wszystkim nie nadaję się na ojca. I bardzo długo mi to towarzyszyło, a w momencie, kiedy okazało się, że moja żona zaszła w ciążę, to pojawił się pewnego rodzaju daleko idący niepokój. Co z tym zrobić? Jak sobie z tym poradzić? Przecież ja nie podołam takim obowiązkom, bo nie jestem na to gotowy. Pan Bóg też moją historią życia i tym wszystkim pokazał, że On jest silniejszy od moich słabości, od mojej pewnej wizji tego, że faktycznie się nie nadaję.

Ania: Czy są jeszcze więzi między Waszymi biologicznymi dziećmi a tymi z pieczy zastępczej? Czy jest więź emocjonalna?

Marta: Tak, gdy nasze dzieci się urodziły, to wszystkie miały starsze rodzeństwo, także nawet nasz pierworodny syn, nigdy nie był tym najstarszym. Miał już dwójkę starszego rodzeństwa, a my w przeciągu 5,5 lat staliśmy się rodzicami piątki dzieci. I tym sposobem bardzo dużo na raz na nas spadło. Była radość, i było bardzo dużo trudności, i pogodzenia tego. Historia była trudna do przepracowania, ale dzieci były bardzo za sobą. Tamte starsze dzieci odeszły. W wieku dorastania wróciły od nas do swojej biologicznej mamy, gdyż my tę mamę znaleźliśmy. I to był dla nas rok żałoby, a przede wszystkim dla naszego najstarszego syna. On autentycznie płakał z tęsknoty, bo jako pięciolatek nie umiał tego zrozumieć, że nagle zniknęła dwójka rodzeństwa. Było to trudne, ale teraz się odwiedzamy, dzwonimy do siebie. Ten kontakt nadal jest.

Ania: A co chcielibyście przekazać dzieciom, aby je wyposażyć na dorosłe życie? Zapewne więzi rodzinne?

Marta: Bardzo – to jest dla nas najważniejsze. Widzimy, że nasza trójka chłopaków jest też bardzo za sobą. Naprawdę bardzo się lubią. My prawie całe życie pracujemy z dziećmi. Widzimy i też bardzo nas cieszy, gdy ludzie patrzący z zewnątrz też mogą z tego czerpać dużo radości. To też nas cieszy, że one tak ubogacają ten świat. Bardzo bym chciała, żeby dzieci w dorosłym życiu ciągle od siebie wymagały, żeby nigdy nie spoczęły na laurach, nie na takim „może już wystarczy”, tylko żeby naprawdę potrafili dawać siebie innym i służyć innym.

 

Bardzo bym chciała, żeby dzieci w dorosłym życiu ciągle od siebie wymagały.

 

Krzysztof: I ważne to jest w kontekście służby Bogu i drugiemu człowiekowi – w tej kolejności. Staramy się naszym świadectwem pokazywać, że ten wysiłek nie jest daremny, zdajemy sobie sprawę, że walczymy trochę z rzeczywistością, która nas otacza, która jest trudna, która mówi naszym synom „daj sobie spokój, zasługujesz na to, odpuść sobie itd.”. Natomiast chcielibyśmy, żeby oni „wartości” tego świata potrafili odrzucić. I tak staramy się sami żyć, żeby być dla nich takim świadectwem, że można… czyli stałe dojrzewanie w takiej miłości, gdyż służba to jest miłość.

Ania: A czy macie jakieś rodzinne zwyczaje/rytuały?

Krzysztof: Na ile możemy, staramy się spędzać razem czas. Razem rozmawiamy, razem się bawimy, ale też staramy się znaleźć przestrzeń, że każdy jest z każdym, ale jakby trochę osobno, żeby tę przestrzeń też mieć dla każdego z synów.

 

 

Marta: Lubimy planować, ustalać, np. ferie są dla duszy i ciała i przez te 2 tygodnie my z mężem chodzimy częściej na adorację, dzieci wiedzą, że teraz będzie zdrowe odżywianie zgodnie z regułą świętej Hildegardy, codzienne spacery, wieczorne czytanie. Ważne są rytuały, które dotyczą całej rodziny. Stawiamy na to, żeby nas to zjednoczyło, żebyśmy wszyscy byli razem.

Ania: Wypracowaliście po prostu jakiś system. Rytuały, bycie razem… a jak radzicie sobie z konfliktami?

Marta: Konflikty są u nas strasznie głośne. Jesteśmy głośni i emocjonalni, lubimy ryczeć i krzyczeć wszyscy razem, ale uczymy się też słuchać siebie. I myślę, że mój mąż uczy mnie tego, żeby rozmawiać i uczy mnie też tego, żeby przepraszać.

Krzysztof: A moja żona uczy mnie tego, żeby szybko zaczynać od nowa, czyli jak już jest po burzy, to żeby naprawdę od następnej sekundy wracać do zupełnej normy. Nie obrażamy się na siebie, nie chowamy urazy i nie milczymy. Czasem trzaskamy drzwiami, ale też od naszych dzieci uczymy naszych dzieci uczymy się tego, że nie zawsze jest tak jak nam się wydaje. Ja się uczę od moich synów tego, żeby starać się rozumieć ich emocje i dać im prawo akceptować te emocje, że oni mają prawo do takiej reakcji i swojego spojrzenia, swojego rozumienia. W przypadku konfliktu warto mieć przestrzeń na to, żeby z perspektywy tej burzy spojrzeć na to wspólnie, zastanowić się i wyciągać wnioski. Uczyć się słuchać siebie nawzajem.

Ania: Być może to właśnie będzie owocowało większym zaufaniem? I że rzeczywiście, gdy nie będzie trwania tylko przy „mojej racji”, to dzieci szybciej też będą do Was wychodzić, bo wiedzą, że będą wysłuchane. Czy to się zmieniło? Czy też zawsze było tak, że słuchaliście? Czy też wzajemnie to wypracowujecie?

 

Mój mąż uczy mnie tego, żeby rozmawiać i uczy mnie też tego, żeby przepraszać.

 

Marta: Zdecydowanie wypracowujemy, teraz najbardziej widzę to po moim synu nastolatku. On dojrzewa i bardzo się z tego cieszę, że potrafię zrobić krok wstecz, odetchnąć, chwilę go wysłuchać… a on pięknie mówi. Ostatnio zauważyłam, że potrafi mówić, jak on widzi daną sytuację albo dlaczego tak zareagował, albo o co mu chodzi. To znaczy, że nie ma lęku przed nami, ale to odkrywam dopiero teraz. Rozmawiamy z nim, że wchodzi w taki wiek, że nie zawsze będzie sam rozumiał swoje zachowanie. Jestem z tego zadowolona, jestem z niego zadowolona.

Krzysztof: Dużo rodzinnie rozmawiamy, ciągle gadamy i gadamy. Czasem nie mamy już siły i wręcz się zamykamy w pokoju, żebyśmy mogli sobie sami pogadać bez nich, bo „ile można”, ale mam wrażenie, że dzięki tym rozmowom i poprzez ten czas, który spędzamy razem, oni potrafią wiele rzeczy, wiele swoich uczuć nazywać, wiele wyciągać sensownych wniosków z pewnych zdarzeń, sytuacji. Oczywiście nie umniejsza to temu, że czasem są równolegle egoistami, ale też mają taką głębszą refleksję i to jest pocieszające.

Marta: Konfliktów nie lubimy ani my, jak nasze dzieci kłócą się ze sobą, ani oni. Gdy zdarza się konflikt, to widzę, że oni od razu na kolana i „Zdrowaś Maryjo, łaski pełna”. Gdy my się kłócimy, to oni razem się modlą. Tak bardzo zależy im na tym, żebyśmy byli blisko. Nawet w modlitwie często proszą „żebyśmy wszyscy razem poszli do nieba”.

Ania: Oni po prostu czują się bezpiecznie w Waszym gronie. To jest dla nich ostoją.

Krzysztof: Mądrzy pedagodzy podkreślają, że miłość rodziców jest takim parasolem czy też takim namiotem, w którego przestrzeni dziecko czuje się bezpiecznie. Ta miłość rodziców do siebie, a nie do dzieci, jest tą podstawową rzeczą, której dziecko potrzebuje, a dopiero na drugim miejscu miłość rodzica do siebie. Czyli nie w tej kolejności, jak by się mogło wydawać. Dlatego, gdy patrzę na nasze małżeństwo, to największą łaską, którą mamy jest to, że jesteśmy tak blisko siebie. I aż nie mogę wierzyć, że to już 25 lat.

Marta: Myślałam, że się będę cieszyć na moje dzieci, na które czekałam… po 11 latach dziecko się urodziło i w ogóle „ach”, ale najbardziej kocham mojego męża.

 

Tak bardzo zależy im na tym, żebyśmy byli blisko. Nawet w modlitwie często proszą „żebyśmy wszyscy razem poszli do nieba”.

 

Ania: Rzeczywiście jesteście, że tak powiem takimi „rodzynkami”, bo wiemy dobrze, co się dzieje w małżeństwach. A jakie znaczenie ma w Waszym domu modlitwa?

Marta: Modlitwa jest jak tlen w naszym życiu. Jesteśmy wdzięczni Bogu i wszystkim ludziom, którzy nas w to wprowadzili, Wspólnotom, duchownym, którzy nam towarzyszyli. Rzeczywiście podjęliśmy trud modlitwy. Ale też było różnie, starsze dzieci nie zawsze chciały być z nami na modlitwie, nasz najmłodszy bardzo nam tę modlitwę „rozbijał”. Ale trwaliśmy wiernie i nie poddaliśmy się. Teraz odmawiany różaniec nie stanowi dla nikogo problemu, a gdy klękamy na koronkę i w tym czasie wraca syn, to mówi „cześć, o modlicie się, no to już idę do was…”. Kiedyś byliśmy u dziadka, przyjechało pogotowie, Leonek (najmłodszy) w płacz, chłopcy na kolana i od razu „Zdrowaś Maryjo…”. Nie trzeba im było w ogóle tego mówić. Oni po prostu wiedzą, że to jest deska ratunku, że to rzeczywiście jest ważne. A gdy o godzinie 21:00, tutaj w Lublinie, w parafii biją dzwony, to też wszyscy wiedzą, że spotykamy się w pokoju na wspólnej modlitwie wieczornej. Z modlitwą poranną jest różnie, ale to dlatego, że się rozjeżdżamy do różnych szkół i do pracy. Staramy się też poznawać i odmawiać różne modlitwy. Modlitwa jest oddechem w trakcie dnia, czasem czytanie z dnia, czasem modlimy się jakąś wybraną litanią, modlimy się w ciszy… każdy tyle minut, ile ma lat. Potem zostajemy na modlitwie małżeńskiej, a i tak się zdarza, że jeszcze z nami posiedzą, że się z nami jeszcze pomodlą. To jest niesamowite.

Koniec części I

 

Marta i Krzysztof Wawrzyniak

25 lat stażu małżeńskiego, animatorzy i prowadzący rekolekcje dla dzieci, propagatorzy Rodzinnych Wieczerników Modlitewnych, współzałożyciele Fundacji Tota Tua.

Artykuły:

Zamów Książkę nr 1

Zamów Książkę nr 2

VideoBlog Guadalupe

Logowanie

Wyłącznie dla członków Wspólnoty i jej Dzieł. Informacje: admin@guadalupe.com.pl

Kontakt

e-mail zespół:
zespol@guadalupe.com.pl
administrator strony: admin@guadalupe.com.pl