joomla templates top joomla templates template joomla

„Królową Polski chcesz, by Cię zwać”

dr Wincenty Łaszewski. Opublikowano w Numer 2019/02 (6)

Posługa podczas nocnego Pallotyńskiego Czuwania Maturzystów na Jasnej Górze 17-18.03.2018.

 

To zdumiewająca historia… Gdyby nie to, że uwiarygadniają ją dokumenty, trudno byłoby w nią uwierzyć. Uznalibyśmy tę opowieść za typowo „życzeniową”. Och, jak bardzo byśmy chcieli, by tak było! Przecież marzy nam się szczególna miłość Matki Najświętszej do nas, Polaków, śni się nam jakaś wielka misja, idąca za jakimś niezwykłym wybraństwem. To prawda, chcemy tego…

 

Co jednak powiemy, gdy usłyszymy, że tak właśnie jest (lub być może), tyle że owo wybranie pociąga za sobą zadanie – trud aż po pot, pracę aż po śmierć? Tak, tak właśnie jest. I nagle nie każdy okazuje już zainteresowanie tematem. Bo skoro to nie my zasiądziemy na tronie i na wygodnych fotelach, by rządzić i panować, to może poszukamy sobie innego miejsca w świecie… Nasze miejsce niekoniecznie jest tam, gdzie pracują słudzy. Jeśli nasza praca nie nam chwałę przyniesie, to może jednak nie jesteśmy zainteresowani. Nawet jeśli chodzi o pomnożenie chwały Królowej…

Niespodziewanie, już w tym miejscu dochodzimy do tego, co najważniejsze. O wszystkim rozstrzyga miłość. Jeżeli kochamy siebie, temat nas nie interesuje, bo żadne prawdziwe Boże wybranie nie karmi naszego ego. Jeśli jednak kochamy Maryję – tak, to jest dla nas!

 

O wszystkim rozstrzyga miłość.

 

Być może nie wszyscy chcemy być już wybrani… Ale jesteśmy częścią tego narodu, który ma uczynić coś wielkiego dla Matki Najświętszej i Jej Syna. I niemal każdy, kto słucha tej opowieści, zadaje dwa pytania: Dlaczego właśnie my zostaliśmy wybrani? I jeszcze: Jakie zadania wynikają z tego Maryjnego wybraństwa?

Chcemy słuchać? Więc po kolei.

 

Szaleniec Mancinelli

Jest rok 1608. Giulio Mancinelli to włoski jezuita otoczony sławą świętości. To kapłan tak gorliwy, że jego miłość nosi cechy szaleństwa. Ale czy każda prawdziwa miłość nie jest właśnie taka – chcąca więcej niż to możliwe? Ojciec Mancinelli tak właśnie kocha Matkę Bożą, a dodajmy, że tej miłości (dokładnie: tego elementu szaleństwa) nauczył się od naszego rodaka, św. Stanisława Kostki, z którym mieszkał w jednym klasztorze, i którego ostatnich dni był naocznym (i zdumionym) świadkiem.

Gdzie szaleństwo Mancinelliego? Ten święty zakonnik zapragnął znaleźć dla Maryi taki tytuł chwały, że wszystkie inne pójdą przy nim w cień. Szukał dla Niej nowego imienia, którym nikt jeszcze nie sławił Matki Najświętszej. Na cóż jednak wszystkie jego wysiłki, skoro nie mógł wymyślić niczego piękniejszego i wspanialszego niż to, co stworzyła już miłość i gorliwość Kościoła. „Matka Boża jest już wzywana każdym pięknym tytułem, jaki zna świat” – pomyślał zmartwiony, choć jednocześnie szczęśliwy, że Kościół tak wspaniale czci od wieków Matkę Jezusa. „Nie poznam tego imienia piękniejszego niż wszystkie…” – wzdychał.

Dziwne, ale był przekonany, iż istnieje tytuł piękniejszy niż te cudowne litanijne imiona stworzone przez wielkich świętych…

Jego szalona miłość była tak wielka, że przebiła niebo. Zeszła z niego ukochana Maryja, by mu się ukazać i przynieść odpowiedź. Nie będzie z Nią dyskutował, ale zapisze w sercu na wieki. I przekaże zdumionemu światu.

 

Mówią dokumenty

Pora dotknąć faktów. Sługa Boży Giulio Mancinelli (1537-1618) miał trzy objawienia Matki Bożej – a wszystkie one wiążą się z Maryją jako Królową Polski. Dodajmy, że zostały one uznane przez papieża Aleksandra VII za wiarygodne. Ich treść znał i upowszechniał m.in. Kanclerz Wielki Księstwa Litewskiego Albrecht Radziwiłł z Nieświeża, a pomagał mu w tym św. Andrzej Bobola, późniejszy współautor tekstu Ślubów Lwowskich. W roku 1635 wspomniany Radziwiłł ogłosił drukiem książeczkę pt. Dyskurs nabożny z kilku słów wzięty o wysławianiu Najświętszej Panny Bogurodzicy Maryjnej. Czytamy w niej:

„Ma zlecone Polska nasza nabożeństwo do tej Córki Mariey, y wielkie odnosi dobrodziejstwa. Położe tu com słyszał dla ukontentowania pobożnych serc, y pobudzenia głębszej dewocyjej do Panny Bogarodzicy. Był zakonnik świątobliwy, któregom ja znał, Societatis Jezu, w Neapolu mieście włoskim, imieniem Julius Mancinelli. Ten tak się podnosił w bogomyślności, y w dziwnych rozmyślaniach, osobliwie ku Najświętszej Pannie, że też często z Nią rozmawiał, y cieszył oczy swoje jakie na tym placu niedoskonałości być mogło. Raz rozpalony będąc miłością duchowną y chcąc Ją nazwiskiem do serca Jej przypadającym nazwać, pytał, jakimby tytułem poczcić mogł, otrzymał respons od MARIEY, zow mie Królową Polską. Jeżeli tak jest, szczęśliwemi jesteśmy, y dobrze”.

Mancinelli nosił w sercu marzenie o poznanie tytułu Maryi, którym nikt Jej jeszcze nie wzywa, a który jest dla Niej najmilszy. Sam o tym nie wiedząc, szukał tytułu proroczego, odnoszącego się do czegoś wielkiego w przyszłości.

Wiemy, że Maryja spełniła jego pragnienie i wskazała mu na swój ukochany tytuł chwały. W wigilię swego Wniebowzięcia w 1608 roku ukazała mu się w niezwykłym majestacie, który wskazywał na Jej wielką władzę i potęgę, i zapytała: „Dlaczego nie nazywasz Mnie Królową Polski?”.

To był ów poszukiwany przez o. Mancinelliego tytuł! Nikomu nieznany! Tak, po raz pierwszy o Maryi jako Królowej Polski mówi Niebo! Mówi, gdy Polska nie jest jeszcze własnością Matki Bożej! Stanie się to dopiero za pół wieku…

Najpiękniejsze wezwanie Maryjne to „Królowa Polski”? Owszem, a Sama Matka Najświętsza wyjaśniła, dlaczego ten tytuł jest dla Niej tak cenny. Powiedziała:

„Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie”.

 

„Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie”

 

Zasada Hierarchii

Wiemy, dlaczego Maryja chciała być wzywana na całym świecie tytułem „Królowej Polski”. Wyjaśnia to Ona sama w przemowie do Mancinellego.

Jak często bywa w mowie Nieba, wywód Maryi nie jest chronologiczny, ale hierarchiczny. Matka Najświętsza nie wyjaśnia Mancinelliemu powodów wybrania tytułu „Królowej Polski”, układając swój wywód na osi czasu. Odwołuje się Ona do gradacji znaczeń. Nie posługuje się zegarem, ale hierarchią wartości. Pierwsze jest dla Niej nie to, co pojawiło się najwcześniej, ale to, co jest najważniejsze. Dlatego na początku mówi nie o tym, co pierwsze w czasie, ale o tym, co najważniejsze w ogóle. A to, co najważniejsze, uruchamia lawinę wydarzeń; jest jak naciągnięta sprężyna, którą czyjaś dłoń zwalnia z bezruchu.

Maryja ogłasza, że jesteśmy przez Nią „bardzo umiłowani”. Właśnie ta szczególna miłość Matki Bożej do Polski sprawi, że z naszym narodem zostaną związane „wielkie rzeczy”. Od razu zaznaczmy, że chodzi o „rzeczy wielkie” w oczach Bożych, nie ludzi. Dowiadujemy się też, że przyciąga Ją do naszego narodu nasza „osobliwa miłość”, jaką Ją darzymy.

Miłość, której ideał oglądamy w… tak, w św. Stanisławie Kostce. Zresztą, z jakiegoś powodu jest on postacią wskazywaną nam przez Boga jako „czynnik sprawczy” w naszej historii, pojawia się on bowiem w co najmniej dwóch wielkich wydarzeniach historycznych: znajduje się przy boku Maryi w Jej objawieniach niosących Polsce zwycięstwo.

W 1862 roku ks. Piotr Pękalski pisał w swych Żywotach Świętych Patronów polskich:

„W roku 1622, za panowania Zygmunta III, Osman sułtan turecki zagroził całemu chrześcijaństwu zniszczeniem, i w tym zamiarze zgromadził niezliczone swe wojska z Europy, Afryki i Azji, oprócz tego przyzwał do wojennego wspólnictwa Chana tatarskiego i ku polskim przyciągnął granicom. Nie przeląkł się wcale król Zygmunt doniesieniem o nadciągnionych hordach barbarzyńców, ale po staropolsku, ufny w ramię Boże, wezwawszy wstawienia się Najświętszej Panny i św. Stanisława Kostki, wysłał czym prędzej niewielką liczbę polskich zastępów, na wstrzymanie napływu nieprzyjaciela, póki on sam z wojskiem nie nadciągnie. Jakoż, kiedy Polacy mieli już zwodzić bój pod Chocimem, Stanisław Kostka widocznie ukazał się w powietrzu nad polskim rycerstwem, i tak walne sprawił zwycięstwo, że zamieć turecka tył podała, zostawiwszy na pobojowisku 60000 bisurmanów, a pokój z korzyścią dla Polski został zawarty.

Za Jana Kazimierza, Chan tatarski najechał Polskę w 15000 pohańców, i już miasto Lublin otoczył; król całą noc strawił na modlitwie w kościele przed wizerunkiem św. Stanisława Kostki, i uczynił ślub przed rozpoczęciem bitwy, że ten obraz jego złotą ozdobi sukienką. Tej samej nocy, w której się król modlił, szyki nieprzyjacielskie ujrzały w powietrzu wielką jasnością otoczonego młodzieńca w sukni jezuickiej; i w dniu następnym w boju porażone ucieczką się ratowały, a Lublin został oswobodzony”.

Czyż wzorem dla naszego narodu ma być „osobliwa miłość”, jaką do Maryi żywił Stanisław Kostka? Czy właśnie taką pobożność Matka Najświętsza daje za wzór i czyni rękojmią wypełnienia się wśród nas wielkich Bożych zamiarów? Jeśli tak, mamy do czynienia z konkretem, który ukazuje nam Niebo. Innymi słowy, pora przypomnieć sobie życie św. Stanisława i uczynić je miarą naszego osobistego i narodowego życia.

Dla zachowania ciągłości misji Królestwa Maryi od naszej strony potrzebne jest to ostatnie – „osobliwa miłość”… Pytanie o to, jaka to „osobliwość” kryje się najprawdopodobniej w hagiografii św. Stanisława Kostki?

 

Wizerunek Matki Bożej Płaczącej z Archikatedry Lubelskiej.

 

Ku Polskim Ślubom

Powróćmy do naszego włoskiego wizjonera.

Chyba Mancinelii pojął, że w planach Bożych naród polski ma do odegrania niezwykłą rolę. My wiemy już, jaką: Polska ma przygotować świat na powtórne przyjście Chrystusa. Dopowiedzmy od razu, że nie ma większej łaski i większego zadania niż to!

Choć jezuita z Neapolu liczy już 72 lata, wyrusza pieszo w podróż, by odwiedzić wybrany przez Maryję kraj. Do Krakowa dociera 8 maja 1610 roku. W wawelskiej katedrze raz jeszcze ma widzenie Matki Bożej, Która ukazała się mu „w wielkim majestacie” – jakby chciała w ten sposób podkreślić wagę słów, które wypowie. A powiedziała:

„Ja jestem Królową Polski. Jestem Matką tego Narodu, który jest mi bardzo drogi, więc wstawiaj się do Mnie za nim i o pomyślność tej ziemi błagaj Mnie nieustannie, a Ja będę ci zawsze, tak jak teraz, miłosierną”.

 

„Ja jestem Królową Polski. Jestem Matką tego Narodu, który jest mi bardzo drogi, więc wstawiaj się do Mnie za nim i o pomyślność tej ziemi błagaj Mnie nieustannie, a Ja będę ci zawsze, tak jak teraz, miłosierną”

 

W Krakowie pozostał ślad po tym wydarzeniu. Na pamiątkę tego objawienia jedna z wysokich wież mariackich została przyozdobiona koroną. To znak, że Maryja wybrała Sobie Polskę jako swoje królestwo.

Złota korona „dla Maryi” pozostała na swym miejscu do dziś. Tę, którą oglądamy obecnie na spiczastej wieży Kościoła Mariackiego, zawieszono w 1666 roku. Ale była wcześniejsza, którą umieszczono na świątyni osiemnaście lat po nawiedzeniu Krakowa przez Mancinelliego.

Historia dopisuje do widzeń jezuity ciekawą puentę. Kiedy w 1655 roku w granice Polski wdarli się Szwedzi, a biskupi polscy pisali do papieża Aleksandra rozpaczliwy list, ten, powołując się na objawienie Giulio Mancinelliego, odpowiedział: „Maryja was uratuje. To Pani Polski. Jej się poświęćcie. Jej oficjalnie się ofiarujcie. Ją Królową ogłoście, przecież sama tego chciała”.

 

To dlatego król Jan Kazimierz, stosując się do rady papieża, 1 kwietnia 1656 roku uroczyście oddał władzę Matce Najświętszej i ogłosił Ją Królową Polski.

Pozostaje otwartym pytanie o świeżość tych ślubowań w kolejnych pokoleniach. Także obecnym.

I pytanie o ich wypełnienie.

 

Obraz Matki Bożej Częstochowskiej w parafii Św. Antoniego z Padwy w Mińsku Mazowieckim.

 

Dodatkowy Znak

Przyglądamy się tajemniczym wydarzeniom, jakie Bóg wpisał w XVII stulecie, i – zdumieni – zauważamy coś więcej. Dość powiedzieć, że większość objawień maryjnych w Polsce miała miejsce w czasie „przedkrólewia Maryi” – w okresie pomiędzy objawieniami, które miał Mancinelli i Ślubami Lwowskimi, czyli w latach 1608–1656.

Nie jest to przypadkowe, ale co to znaczy? – pytamy. Mamy tu jakieś zagęszczenie Bożych drogowskazów… W ciągu pięćdziesięciu lat pierwszej połowy XVII w. historia odnotowała co najmniej dwadzieścia jeden wizji maryjnych w Polsce (na całym świecie było w tym okresie „tylko” siedemdziesiąt jeden). Statystycznie co drugi rok miała w Polsce miejsce Boża interwencja! Co chwila, w różnych miejscach Ojczyzny, zazwyczaj w miejscach kultu Matki Bożej, miało miejsce maryjne objawienie, któremu towarzyszyło niezwykłe światło…

Przywołajmy opis jednego z nich. Miało ono miejsce w Mokobodach w czasie wojen szwedzkich. Jezuita Alojzy Fridrich tak pisał o nim w 1903 roku:

„O ćwierć mili od Mokobód znajdował się obóz polski, na wzgórzu, z którego wspaniały roztacza się widok na okolicę. O milę zaś dalej, po drugiej stronie rzeki Liwiec, stali obozem Szwedzi (…). Pewnej nocy, w której Szwedzi umyślili uczynić zasadzkę na obóz polski, gdy wszystko w głębokim śnie było pogrążone, obraz Matki Bożej przechowywanej tam przez wiernych czcicieli Maryi, nagle zajaśniał tak silnem i cudownem światłem, że wojownicy polscy przebudzili się, napaść zwycięsko odparli i pewnej uniknęli zguby. Odtąd miejsce to, gdzie żadnej nie było osady, nazwano Budziszynem”.

Światło towarzyszyło większości objawień w tych latach. Pamiętajmy, że jest ono symbolem obecności Boga i realizacji Jego planów na ziemi. Czyli Matka Najświętsza przygotowywała nasz naród do wielkiej dziejowej misji, która mogła ziścić się już w XVIII stuleciu! Tak jednak się nie stało. Bo… nie podjęliśmy wołania Nieba. To chyba dlatego niebawem zaczęły pojawiać się w objawieniach krew, pot, łzy. Szybko stały się niemal wyłącznymi znakami, jakie dawało nam Niebo. Matka Najświętsza zaczynała płakać nad naszym losem.

Ale Jej zapewnienie o szczególnej miłości jest niezmienną prawdą. Zaś Jej proroctwo o roli Polski niezmiennie pozostaje dla nas wezwaniem – zaproszeniem do pójścia drogą, którą wskazuje nam Maryja.

 


Zamów Książkę nr 1

Zamów Książkę nr 2

VideoBlog Guadalupe

Logowanie

Wyłącznie dla członków Wspólnoty i jej Dzieł. Informacje: admin@guadalupe.com.pl

Kontakt

e-mail zespół:
zespol@guadalupe.com.pl
administrator strony: admin@guadalupe.com.pl