joomla templates top joomla templates template joomla

Świadectwo pięknej miłości

Beata i Marcin Mądrzy. Opublikowano w Numer 2019/04 (8)

Beata i Marcin w dniu ślubu.

 

Marcin

Tuż przed ukończeniem 18. roku życia wracałem pociągiem z rekolekcji powołaniowych. Tam nie usłyszałem głosu świętego Franciszka, tylko wyraźne wewnętrzne przekonanie, że dla mnie jest małżeństwo.

Na jednej ze stacji w drodze do Piotrkowa Trybunalskiego wysiadała dziewczyna, która wręczyła mi karteczkę: „Jak chcesz się spotkać, to zadzwoń”. I zapisany numer telefonu stacjonarnego (to była młodość – bez Internetu i bez komórek). Zaczęliśmy się spotykać i spontaniczne zaprosiłem ją na moją „osiemnastkę”. Impreza miała odbyć się w domu, wśród przyjaciół z oazy, znajomych i kuzynów. Jednak tydzień wcześniej owa koleżanka z pociągu zapytała mnie, czy zamiast niej może przyjść na moje urodziny jej przyjaciółka z ławki, z którą już wcześniej zapoznała mnie na szkolnej dyskotece. Zgodziłem się, i tak Beata wkroczyła w moje życie. Na urodzinowej zabawie ta dziewczyna o długich, kręconych włosach i pięknym uśmiechu uczyła mnie walca, i tak przetańczyliśmy do rana. Tańczymy do dzisiaj: i w zawodzie, i w życiu…

 

 

Beata

Byłam żywiołową siedemnastolatką pełną pasji, planów kariery, wymyślałam spektakle szkolne, grałam główne role w przedstawieniach, wygrywałam konkursy jednego aktora, recytatorskie, i miałam marzenia… Największe marzenie wyrażają słowa piosenki zespołu Manitou: „Ciągle domu swego szukam, domu prawdy, ciszy i radości”.

 

Wierzyłam, że gdzieś istnieją takie domy: pełne dziecięcego śmiechu, czasu na zabawę, na długie rozmowy. Wiedziałam, że mogę stworzyć taki dom, bo głęboko wierzyłam w potęgę miłości i prostoty.

 

Wierzyłam, że gdzieś istnieją takie domy: pełne dziecięcego śmiechu, czasu na zabawę na dywanie, gry planszowe, czytanie na głos, czasu na długie rozmowy, nieprzerwane serialem czy wiadomościami. Wiedziałam, że mogę stworzyć taki dom, jak w filmie „Domek na prerii” czy „Siódme niebo”, bo głęboko wierzyłam w potęgę miłości i prostoty. Wówczas byłam fanką zespołu The Kelly Family: gromadziłam płyty, autografy, jeździłam na koncerty. Przyciągali tyle nastolatek z całego świata, jakbyśmy jednomyślnie chciały dołączyć do ich dziewięcioosobowej rodziny i poczuć się bezpiecznie. W tym czasie zaczęłam kojarzyć wielodzietność ze szczęściem, i tak zrodziło się marzenie o dużej rodzinie. Na pierwszą randkę Marcin zaprosił mnie do kina, gdzie wyszeptał swoje największe pragnienie: „Wiesz, mi to się marzy dom, taki pełen miłości, spokoju, i siedmioro dzieci”. Ja w sercu wykrzyknęłam: „Panie Boże, to jest ten!!!”.

 

Ja w sercu wykrzyknęłam: „Panie Boże, to jest ten!!!”.

 

I już miałam plan, jak go sobą zachwycić, jak pokazać się od najlepszej strony, by mnie pokochał. To nie było skromne czekanie – to był konkretny plan:

1. Przepisałam się ze swojej Wspólnoty Młodzieży Franciszkańskiej przy oo. Bernardynach w Piotrkowie Trybunalskim do Ruchu Światło-Życie przy swojej Parafii Serca Jezusowego, gdzie formował się Marcin. Tak mogłam być w jego grupie i dwa razy w tygodniu widzieć go na Mszach i spotkaniach oazowych.

2. Zapraszałam Marcina z jego grupą znajomych na koncerty muzyki kameralnej do Zamku, czy na wernisaże do muzeum, czy na konkursy recytatorskie. Były to moje pasje, i tak powoli zapraszałam Marcina do mojego wewnętrznego świata.

3. Odwiedzałam Marcina w jego technikum niespodziewanie, by poobserwować go z daleka.

4. Zanosiłam mu kanapki podczas jego praktyk budowlanych.

5. Zaprzyjaźniłam się z jego mamą, Danusią, i urzekałam tatę, Jacka: zainteresowaniem ich życiem, problemami, chęcią pomocy.

 

Po miesiącu znajomości byłam gotowa za niego wyjść i uciec na koniec świata. W każdą środę wręczałam Marcinowi list z wierszem, który wyszukiwałam w poezji miłosnej klasycznej. On do pierwszego tekstu napisał melodię i śpiewał mi tę piosenkę, grając na gitarze każdego 19. dnia miesiąca, kiedy wyznał mi, że chyba się we mnie zakochał.

 

Beata i Marcin, m.in. dzięki formacji w Ruchu Światło-Życie, są dziś szczęśliwymi małżonkami.

 

Nasze randki to kilkugodzinne spacery po parkach, starówce, łąkach, blokowiskach, to jazda na rowerach, to przejażdżki motorem taty Marcina, to pielgrzymki na Jasną Górę, by powierzyć naszą małą miłość Królowej Pięknej Miłości. Nasze randki to rekolekcje oazowe (15 dni w górach, we wspólnocie, w radości żywej wiary), to pierwsze spotkania Lednica 1999, 2000, i Taize w Warszawie, to wolontariat w służbie słabym braciom i siostrom w Monarach, to akcje społeczne z Panem Markiem Kotańskim pt. „Jestem czysty – nie biorę!”. To służba w Kościele razem z oazą.

 

Nasze randki to rekolekcje, spotkania Lednica, Taizé, wolontariat, akcje społeczne. To służba w Kościele.

 

Program pracy nad sobą i formowanie naszych sumień przez bardzo mądrą kobietę, Panią Darię Skawińską, był darem Bożym na czas młodości. Jesteśmy wdzięczni animatorce i moderatorce, która dzielnie prowadziła naszą jedyną grupę w wielkiej parafii tak, jakby realizowała misję życia. Ta jej współpraca z Duchem Świętym i wysokie wymagania dla nas, uczestników, zrodziły z tej jednej grupy poważne powołania: dwóch par – do małżeństwa, koleżanki – do życia konsekrowanego w klasztorze klauzurowym, i dwóch kolegów – do kapłaństwa. Niech będzie Pan Bóg uwielbiony w Darii – naszej „Mamie”, jak na nią wołaliśmy.

Poważne podejście do powołania małżeńskiego zrodziło się również pod wpływem ojcostwa księdza Zenona Miksy – naszego moderatora oazy, który zabierał nas na oazy i często je finansował, oraz naszego stałego spowiednika, ks. Marka Bąka, którego słowo upomnienia i bardzo radykalne granice w dotyku pomogły żyć w czystości. To ks. Marek zapraszał nas na niedzielne pogadanki i opowiadał o Rodzinach Nazaretańskich, o ideałach świętości dla męża i żony, wreszcie pomógł podjąć decyzję o ślubie przed rozpoczęciem studiów, by nie narażać cnoty, która już przeszła swoje próby. Mądry doradca, ojciec duchowy i nasz przewodnik w wierze był kolejnym darem Bożym w rozeznaniu.

 

W zachowaniu czystości przedmałżeńskiej Beacie i Marcinowi pomogło spędzanie razem czasu w sposób twórczy.

 

Po dwóch latach „chodzenia” (w tym po roku korespondencji, kiedy ja studiowałam w Krakowie, a Marcin kończył technikum) przyszedł czas na decyzję. Podjęliśmy ją wspólnie z ks. Markiem, że pobieramy się na dwa tygodnie przed rozpoczęciem studiów dziennych Marcina, że zamieszkamy razem z Bożym Błogosławieństwem, i że nie ma na co dłużej czekać, a utrzymamy się ze stypendiów i korepetycji.

W miesiąc zarobiliśmy na obrączki, kamerzystę, fotografa, kwiaty. Po początkowym sprzeciwie moich rodziców i niedowierzaniu przyszłych teściów, pojechaliśmy na rekolekcje z intencją zmiękczenia serca dla rodziców i dar zaufania. Po powrocie dostałam suknię od taty, a fryzjera od mamy. Marcin miał serdeczne wsparcie od swoich rodziców. Wesele było dla nas za drogie i niepotrzebne, ale się odbyło jako prezent od rodziców. Najciekawsza była sytuacja, że jedyny wolny termin owej restauracji był właśnie w dniu naszego ślubu, a pytaliśmy miesiąc przed.

Piękno, piękno, i jeszcze raz piękno – to dzień Sakramentalnego „FIAT”. Zaprosiliśmy klasy z liceum, z technikum, nauczycieli, grupę taneczną, teatralną, scholę z Tomaszowa Mazowieckiego, gdzie przeżywaliśmy swoje pierwsze niesamowite Triduum Paschalne, które nauczyło nas życia liturgią. Sześciu bliskich nam kapłanów celebrowało Eucharystię – i to było święto! W białym welonie czułam się jak księżniczka o tak czystym sercu, jak święta… O, tak – czułam, że zaraz będę w niebie, bo ten Sakrament wydawał mi się zwycięstwem, nagrodą, spełnieniem, doczekaniem. Nie mogłam się doczekać, jak dzień będziemy witać, recytując Jutrznię, a kończyć Kompletą, jak będziemy razem żyć skromnie, ale w największym szczęściu, służąc sobie wzajemnie w wezwaniu Sługi Bożego ojca Franciszka Blachnickiego: „POSIADASZ SIEBIE, KIEDY DAJESZ SIEBIE”.

Serce miałam pełne pokoju i ani kropli wątpliwości, ani cienia wahania! I chciałabym przeżyć to jeszcze raz, bo po 18 latach niesienia Sakramentu Małżeństwa nie zmieniłabym nic w naszej decyzji, by w wieku 20 lat rozpocząć nowe życie razem. Nic ani nikt później nie zapisał się we mnie tak wielkim, głębokim i pełnym przeżyciem, jak dzień naszego Ślubu. Jestem przekonana, że dziewictwo ciała i czystość serca, które sobie ofiarowaliśmy, było najbogatszym prezentem! Być dla kogoś pierwszą i jedyną do dziś budzi we mnie zawstydzenie, dreszcz, westchnienie i wdzięczność. Natomiast wspomnienia przebijają najpiękniejsze powieści o miłości, które czytałam za młodu. Warto było czekać!

 

Beata i Marcin Mądrzy

Małżeństwo, rodzice siedmiorga dzieci, mówcy motywacyjni, wodzireje.

Artykuły Beaty, Artykuły Marcina

Artykuły:

Zamów Książkę nr 1

Zamów Książkę nr 2

VideoBlog Guadalupe

Logowanie

Wyłącznie dla członków Wspólnoty i jej Dzieł. Informacje: admin@guadalupe.com.pl

Kontakt

e-mail zespół:
zespol@guadalupe.com.pl
administrator strony: admin@guadalupe.com.pl