joomla templates top joomla templates template joomla

Bóg ma moc odwrócić nieodwracalne Świadectwo o przemianie serca i cudzie nowego życia

Mieliśmy wszystko, czego potrzeba: mieszkanie, dobrą pracę, dwa samochody, pieniądze, siebie nawzajem. Byliśmy trzy lata po studiach i 1,5 roku po ślubie, do którego, można powiedzieć, przymusiła nas jedna z mam. Od pół roku nie byliśmy w kościele. Tradycja zaszczepiona przez rodziców umarła zagłuszona propozycjami świata. Staraliśmy się czerpać z życia pełnymi garściami, unikać trudności, wśród których największej upatrywaliśmy w wychowywaniu dzieci…

 

Ludzie mówili o nas „para idealna”, świetnie się dogadują, świetnie siebie znają, mają wspólne cele, wiedzą, czego chcą od życia. Sami w to uwierzyliśmy, pasowała nam ta wizja, aż do sylwestra 2011 roku. Chcieliśmy spędzić go hucznie, światowo, na całego, a przez splot różnych wydarzeń usiedliśmy naprzeciwko siebie przy małym restauracyjnym stoliku z butelką wódki…

To była noc szczerości, nieplanowana przez nas, ale z całą pewnością zaplanowana „z góry”. Oboje mieliśmy dość życia. Pomimo szybkiego osiągnięcia tego, co sobie zaplanowaliśmy, czuliśmy, że zupełnie brak nam w tym wszystkim sensu. Uznaliśmy, że to niemożliwe, żeby życie było tylko dążeniem do przyjemności i wygody, że po prostu MUSI być coś więcej. Pierwsze, co przyszło nam do głowy, to wyjazd do Tybetu – chcieliśmy szukać jakiegoś wyższego punktu odniesienia, mądrości świata, sensu życia. Nasze wymarzone WSZYSTKO okazało się niewystarczające.

 

Zamiast Tybetu – „Nowe Życie”

Zanim zdążyliśmy zrealizować nasz plan, na horyzoncie nieoczekiwanie pojawił się inny, łatwiejszy, to nas skusiło. Przyjaciółka, przy okazji krótkiej wizyty, powiedziała, że jedzie na kurs Nowe Życie. Pojechać do Dąbrowicy koło Lublina było bliżej niż do Tybetu, a chrześcijaństwo brzmiało bardziej znajomo niż buddyzm. Pojechaliśmy.

Najpierw stoczyła się w nas przeogromna walka, rozwścieczały nas słowa: „kocha”, „miłość”, „radość”. Raz chcieliśmy uciekać, raz „nawrzucać” prowadzącym kurs. Przyjechaliśmy  z przyjaciółką Ulą jej samochodem, ona chciała zostać. Był styczeń, sobota, śnieżyca przykryła drogi, nie było gwarancji, że autobus w ogóle przyjedzie, ani że dowiezie nas do domu. Pamiętam, że gdy sprawdzałam rozkład jazdy, podeszła do mnie dziewczynka, pokazując swój rysunek. Powiedziałam jej, że bardzo ładny, a potem Łukaszowi, że może jednak nie kombinujmy, tylko zostańmy, „dajmy temu szansę” – tak dokładnie powiedziałam. Byliśmy chyba jedynymi osobami, które przed wieczorną modlitwą nie przystąpiły do sakramentu spowiedzi…

To, co wydarzyło się podczas modlitwy, trudno opisać. W jednej chwili jakby opadły nam klapki z oczu, świat stał się inny, a raczej my zobaczyliśmy go nowymi oczami, poczuliśmy nowymi zmysłami i nowym sercem. Ja poczułam przecudowne ciepło w sercu, fizyczne ciepło, dające niesamowity pokój i napełniające radością. Najlepsze określenie, które przychodzi mi na myśl, to rozlewająca się, wszechogarniająca miłość. Całą sobą czułam Obecność, Która czuwa nad wszystkim, Która zna mnie i moje życie, Która wszystko może, Która mnie akceptuje, chce, kocha, Której istnienie sprawia, że moje istnienie ma sens…

Mojego męża opuścił chroniczny gniew, który zjadał go od środka i utrudniał relacje z ludźmi. Ksiądz, którego nawet nie znał i nigdy z nim nie rozmawiał, powiedział nagle: Panie, zabierz ten gniew. A ten wyszedł razem z morzem łez. Oboje wypłakaliśmy tego wieczoru morza łez, łez szczęścia. Nie mogliśmy się nagadać, wszystko było inne, nowe, niesamowite, nawet woda pod prysznicem tego dnia była inna, niż przez poprzednie 28 lat naszego życia. Życie nabrało sensu… Cudownego, niesamowitego Sensu – Jezusa, który JEST. Istnieje, zmartwychwstał, żyje, działa i kocha.

 

Miłość rodzi miłość – cud narodzin

Miłość, którą dostaliśmy, obudziła w nas pragnienie, żeby wydać na świat nowego człowieka. Wcześniej zrobiliśmy wszystko, co tylko się dało, żeby nie mieć dzieci. Teraz byliśmy gotowi zrobić wszystko, żeby je mieć. W pogoni za wygodą i przyjemnością posunęliśmy się do kosztownego i nieodwracalnego zabiegu wazektomii. Dotknięci łaską uwierzyliśmy, że Bóg ma moc odwrócić nieodwracalne.

Przywrócenie płodności kosztowało nas trzy razy więcej czasu, sześć razy więcej pieniędzy i dziewięć razy dłuższą podróż, niż jej dobrowolne pozbawienie. Ale Bóg odwrócił nieodwracalne! Skuteczność zabiegu dokonanego w Anglii została potwierdzona klinicznie kilka miesięcy po tym wydarzeniu. Myśleliśmy, że zajście w ciążę jest tuż tuż, „na dniach”, ale mijały miesiące i nic…

Okazało się wtedy, że to był początek. Dopiero zaczynała się walka o dziecko. Rozpoczęliśmy szukanie przyczyn poprzez kosztowne leczenie w klinice naprotechnologii i restrykcyjną dietę. Nasza wspólna modlitwa, uczestnictwo w kursach ewangelizacyjnych i formacja we wspólnocie pozwalały nam wciąż wierzyć w Bożą obietnicę o potomstwie, którą dał nam na początku 3,5 rocznych starań o dziecko
(Pwt 4, 9). Gdy pojawiały się wątpliwości, bezradność i brak efektów leczenia, Bóg kolejnymi obietnicami i słowami z Pisma Świętego potwierdzał swoją zapowiedź.

Najtrudniejszy moment nadszedł wtedy, kiedy po sześciomiesięcznym oczekiwaniu na ważny zabieg, mający dać nam nowe szanse na zajście w ciążę, zostałam odesłana z oddziału szpitalnego do domu. Lekarz będący na dyżurze miał inne zdanie niż mój lekarz prowadzący, z którym przedziwnym splotem wypadków nie udało mi się porozumieć, aby wyjaśnić sprawę i doprowadzić do wykonania zabiegu. Byliśmy zdruzgotani perspektywą ponownego czekania na zabieg przez kolejne pół roku. W takim stanie, w połowie grudnia 2015 roku, pojechaliśmy na rekolekcje. Pamiętam, że, jak Abraham, oddaliśmy wtedy Panu Bogu naszego „syna obietnicy”, zawierzając Mu dalszy ciąg naszych starań i godząc się na każdą Jego decyzję, nawet na brak dziecka.

1 stycznia 2016 roku, na Mszy Świętej w Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi, mój mąż, bezsilny i zrezygnowany, zwrócił się do Niej słowami: Maryjo, zadziałaj proszę w tej sprawie, bo jeśli Ty nie pomożesz, to nic już nie pomoże. Natychmiast usłyszał odpowiedź: Jeszcze w tym roku będziesz trzymał na rękach dziecko.

9 stycznia dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży. We wrześniu 2016 roku urodził się Rafał, a w lipcu 2019 Jakub.

Tylko się strzeż bardzo i pilnuj siebie, byś nie zapomniał o tych rzeczach, które widziały twe oczy, by z twego serca nie uszły po wszystkie dni twego życia, ale ucz ich swych synów i wnuków (Pwt 4, 9).

Bóg wypełnił swoją obietnicę, którą mój mąż nazywa „obietnicą co najmniej dwóch synów”.

Z dwójki egoistów żyjących w wygodzie, w poczuciu bezsensu, Bóg uczynił z nas rodzinę, żyjącą na co dzień z Jezusem, który nadaje sens naszemu życiu. Rodzinę, która szuka Boga i ufa Bogu. Rodzinę, która chce wzrastać w wierze we wspólnocie Kościoła, między innymi we Wspólnocie Guadalupe, razem z innymi rodzinami, żyjącymi na co dzień z Jezusem, pod matczyną opieką Maryi.

 

Wiola i Łukasz Gmurkowscy

Razem z dziećmi należą do Wspólnoty Rodzin Guadalupiańskich.

Artykuły:

Zamów Książkę nr 1

Zamów Książkę nr 2

VideoBlog Guadalupe

Logowanie

Wyłącznie dla członków Wspólnoty i jej Dzieł. Informacje: admin@guadalupe.com.pl

Kontakt

e-mail zespół:
zespol@guadalupe.com.pl
administrator strony: admin@guadalupe.com.pl